Ślub z pompą czy bez pompy ?
„Z pompą, naturalnie! Jak inaczej wyobrazić sobie ten jedyny, najpiękniejszy dzień w życiu?” – bez namysłu odpowiedziała moja przyjaciółka, która od lat choruje na cukrzycę typu 1. Pragnę podzielić się z Państwem historią, która upewniła mnie w przekonaniu, że osoba chora na cukrzycę nie musi rezygnować z marzeń.
Wychowana na romantycznych powieściach, przez wrażliwych rodziców (mama jest pianistką, a tato wykładowcą), zawsze marzyłam o pięknym ślubie w długiej sukni z trenem (albo i bez), z welonem. I o eleganckim przyjęciu weselnym z muzyką „na żywo”, tańcami do białego rana, ptifurkami, kanapeczkami, jakimś wytwornym daniem ze szparagami i łososiem albo z krabem. I ogroooomnym weselnym tortem pokrytym pysznym, białym kremem z bitej śmietany, z dwiema maleńkimi figurkami na najwyższej warstwie (no, dobrze, może te figurki zakrawają nieco na kicz, ale są takie ładne...). Pamiętam przeuroczy film „Ojciec panny młodej” ze Spencerem Tracy i Elisabeth Taylor: te przygotowania z przechodzącym wszelkie wyobrażenia rozmachem, kwiaty, stoły w ogrodzie, przymierzanie sukni, powtórka ceremonii w kościele, cudowne zamieszanie...
Marzyłam o ślubie z pompą, ale na pewno nie z moją pompą insulinową. O czym ja mówię? O cukrzycy typu 1, która towarzyszy mi od dzieciństwa. Zdążyłam się już do niej przyzwyczaić, nie przeszkadza mi na co dzień. O wstrzykiwaniu insuliny „myśli” za mnie moja pompa, dzięki czemu żyję jak każda normalna (czytaj zdrowa) dziewczyna. Studiuję na Wydziale Lingwistyki Stosowanej, gram na perkusji i instrumentach perkusyjnych, jeżdżę na wrotkach (wyłącznie dla przyjemności). I jestem zakochana po uszy. O ślubie myślimy już od roku. Teraz ostro wzięliśmy się za planowanie całej uroczystości. GRudzień, ewentualnie maRzec. Podobno miesiąc z „R” w nazwie gwarantuje szczęśliwe małżeństwo. Długoletnie szczęście zapewnione przez odpowiedni rozkład liter w kalendarzowych miesiącach.
Ale żarty na bok. W planowaniu tego wyjątkowego dnia, wszystko na razie idzie jak z płatka z wyjątkiem.... no właśnie, z wyjątkiem pompy. Wybrałam piękną, koronkową, dosyć dopasowaną suknię i nie wiem co zrobić z pompą, gdzie ją przyczepić? Przecież nie mogę paradować z takim urządzeniem na wierzchu. Pod suknią nie zmieści się, będzie ją widać. Ogólnie pompa jest bardzo wygodna. To mały aparat, wielkości – powiedzmy – telefonu komórkowego, który przyczepiam do paska spodni. A, że lubię nosić obszerne bluzki i swetry, więc pozostaje niewidoczna, dobrze schowana pod ubraniami. Na co dzień za bardzo o niej nie myślę, ale takiego dnia chciałabym poczuć się naprawdę wyjątkowo. Tylko, że w moim przypadku każde odstępstwo od rutyny należy przewidzieć i odpowiednio się do niego przygotować. Ale od czego jest mój lekarz diabetolog? Podczas kontrolnych wizyt zawsze zadaje mi pytanie: „co nowego?”, a ja zazwyczaj odpowiadam, że „nic”. Tym razem mamy poważny temat do rozmowy. Przecież chodzi nie tylko o suknię. Trzeba przygotować się na stres (oczekiwany i pozytywny, ale nieunikniony!) i jego konsekwencje, na zmieniony harmonogram dnia, na przyjęcie z daniami odbiegającymi charakterem i porą od codziennych posiłków, na tańce do białego rana, czyli niekwestionowany wysiłek, a co za tym idzie większe, niż zazwyczaj, zmęczenie.
W trakcie wizyty byłam bardzo przejęta i trochę przestraszona piętrzącymi się przede mną trudnościami. Dla pana doktora nie stanowiły one jednak większego problemu. Kartezjański umysł. Najważniejszą sprawą, powiedział, jest suknia. Wytrzeszczyłam oczy. Panna młoda musi być i czuć się najpiękniejsza – uśmiechnął się. Otóż, suknia = wakacje. WAKACJE OD POMPY. Na kilka dni przed uroczystością muszę przestawić się na inny system podawania insuliny, a mianowicie na wielokrotne wstrzyknięcia insuliny podstawowej (na przykład glarginy). Pierwszą dawkę glarginy wstrzykuję na około 4 godziny przed odłączeniem pompy, a potem raz dziennie, aż do ponownego podłączenia pompy. Naturalnie, moje dawki szybko działającego analogu insuliny podawanego do posiłków pozostają bez zmian. Możliwe, że trzeba będzie je zwiększyć podczas weselnej nocy, bo będę jadła nieregularnie i niekoniecznie dania wskazane dla osoby chorej na cukrzycę . Ale żyje się raz! Mam też częściej niż zwykle sprawdzać poziom cukru, to znaczy kilka razy w ciągu weselnej nocy, bo TAKA NOC może trochę mój organizm rozregulować. Poradził też, żebym nie starała się być bohaterką za wszelką cenę; kiedy poczuję zmęczenie powinnam na chwilę wyjść i położyć się, by odpocząć.
Po weselu wyjeżdżamy na miodowy tydzień do Egiptu. Wakacje od pompy = słoneczne wakacje! I jak tu nie być optymistką? Z CUKRZYCĄ DA SIĘ ŻYĆ!